sobota, 17 października 2015

A kuku!

Hej pojawiam się i znikam  :-) ale ostatnio nie nadążam, doba mi się skróciła po powrocie do pracy. Tak tak, koniec tego dobrego, matka prcuje! Moje dziecko musiało przejść przyspieszony kurs adaptacyjny, bo już nie było zmiłuj, już musiał zostać w żłobku i tyle. A nie bardzo nam to szło... Na szczęście mamie udało się zmienić system pracy ze zmianowego na stały. Zawsze w domu o tej samej godzinie :-) i nie ma płaczu, że kończąc o 21 będę po 22 i nie zobaczę Misianka!
Żłobek o dziwo w momencie gdy skończyłam urlopy, okresy wypowiedzenia itp poszedł jak z płatka. Mikołaj zaczął co raz mniej wyć,  nie wychodzi już spuchnięty i zasmarkany. Baaaa, zaczął coś tam jeść i nawet zasypia z innymi dziećmi! Dotychczas do drzemki bujany w wózku! Teraz kolej na matkę. Trzeba się zorganizować, bo na razie latam ze wszystkim jak głupia. Brakuje czasu na gotowanie i sprzątanie,  przecież zawsze miałam na to całe dnie. Wieczorem trzeba przygotować sobie ubranie do pracy, Misianowi do żłobka. Młody wstaje razem ze mną i wyje, że mama wychodzi, więc szykuje się i maluje z dzieciem pod pachą. Potem budzimy tatę, karmimy i ubieramy juniora, matka leci na autobus a chłopaki mają trochę czasu na bajeczki. Reszta poranka przebiega bez problemu, płacz i łzy są tylko w obecności mamy. Od czasu żłobka, moje dziecko nauczyło się też opowiadać :-) mało umie jeszcze powiedzieć, radzi sobie gestami i pojedynczymi słowami, dźwiękami,ale potrafi powiedzieć, że uderzył się np w oko, powie też gdzie to było. Powie też, że wylał picie, zrobił kupe albo śpiewał na angielskim. Powie też, że mamy tablet spadł z jego bujanego konika.... :-) Kochany :-)