środa, 23 września 2015

Zabawa

Ostatnio dużo się dzieje wokół mnie i Misiana, mały adaptuje się w żłobku, choruje, ja wracam pomału do pracy i jest wszystko zakręcone. Udało się ogarnąć trochę naszych zabaw :-) Teraz u Mikołajka najlepsze są tzw BOMBY. Gdzie się pojawi wygląda jak po atomówce .. Najlepsza zabawa to klocki. Mamy drewniane, gumowe, oraz duże bryły. Z klocków powstają wieże a Misianek robi im baaaaach. Robi łapką, głową albo brzuchem :-) Szał robią też auta wszelkiej maści, szczególnym uczuciem obdarzone zostały autobusy, betoniarki, ciuchcie i tramwaje. Od niedawna mamy teatrzyk w walizce na razie fajnie jest wsadzić do niego nogę albo zamykać i otwierać kurtyny. Do wody mamy kaczuszki, rybki, kubeczki oraz hit zakupiony w Biedronce: puzzle 3D. Pływają po wodzie, są z pianki, można je przyklejać do wanny lub kafli i robić  z nich scenki. Wzorów było 8, my wybraliśmy budowę, wiadomo, betoniarki, koparki :-) Kolejne puzzle są z Czuczu, do pary, oraz podobne z Granny. Czuczu i Granna to mój obecny konik :-) Zakochałam się. Na razie się bawimy ot tak, w powiedz co jest na obrazku albo poszukaj kotka. Całkowicie poza kategorią są Patyczaki z Granny. O mój ci losie! ! Co to dziecko z nimi wyczynia! Bywały chwile, że chowaliśmy je przed nim bo rzucał na wszystkie strony świata, rozsypywał albo wsadzał do ryjka i biegał z patykiem w buzi (ja wyluzowana matka jestem ale miałam czarny scenariusz z takiej bieganiny). Teraz po prostu sobie je rozsypuje i układa albo wrzuca do kartonika, zbiera i przesypuje. Wypatrzyłam je w Bartku (sklep z butami dla smyków), i tam Mikołajek je dorwał po raz pierwszy. No to zaczęłam szukać. Poddałam się jak zobaczyłam cenę. Po kolejnej wizycie w Bartku, stwierdziłam, że pal licho musimy je mieć. Za wszelką cenę  (ponad 40 zł ) ale przypadkiem znalazlam na Allegro za 15 zł. Z przesyłką wyszło 22, stan idealny nawet kartonik super, żadnego patyczka nie brakowało. Żadne słomki kolorowe, żadne kredki nie dały nam tyle radości :-)

piątek, 11 września 2015

Dziesięć dni

Za nami już dwa tygodnie żłobkowania. Dziesięć ciężkich dni, wszystkie zawyte, zapłakane, zasmarkane. Misian ma katar. Ma kaszel. Boi się jak mama się choćby odwraca. Masakra. Dziś miałam kryzys. Pierwszy raz jak go zostawiłam wyszłam zapłakana tak samo jak on. Nie mogłam patrzeć jak płacze. Trzyma się mnie i nie może puścić. Nie chce. Pani ciocia go zabiera i zamykają się drzwi. Jeśli miałabym wybór to bym zrezygnowała ze żłobka :-( Ale wszyscy mówią, że się zaadaptuje, że po prostu jest trudniej niż z innymi dziećmi ale się uda, że w żłobku ma kontakt z dziećmi, uczy się piosenek, zabaw i zawiera pierwsze przyjaźnie. Wczoraj byliśmy u lekarza bo te smarki, bo kaszel, bo nic nie je. Zdrowy. Smarki od wycia. Kaszel od krzyku i od smarków. Brak apetytu bo idą czwórki, bo bunt, bo nie i już.

sobota, 5 września 2015

Żłobkowe nielove

Nadeszły te dni. Te, na które czekaliśmy ze zgrozą. Początki już za nami i wiem, że miałam się czego obawiać. Cztery dni za nami. Dwa pierwsze po 47 minut. Dwa następne po 2 godziny. Płaczu.  Wycia. Histerii. Weekend. I jutro od nowa. Nie mamy innego wyjścia.. ja muszę wrócić do pracy, babcie i dziadkowie pracują. Misianek tak rozpacza, że mamy powtórkę z lęku sepracyjnego i nie mogę wyjść swobodnie do toalety. Na dokładkę od płaczu jest katar i gile po pas a od gilusów kaszel. Będzie z tego choroba czy nie? Misian jeszcze nie chorował, dotychczas mieliśmy luz. A teraz płacz, marudy, smarki. Musiałam kupić fridę do nosa, obeszłam się bez takich cudów przez półtora roku a tu masz ci los. Na szczęście mamy wsprcie taty. Jest w tych ciężkich dniach z nami, na urlopie, codzienie razem toczymy te walkę. Sama bym się już dawno poddała i uciekła gdzieś daleko.

Co słychać ?

Puk puk. Kto tam? To my! Misianki! Mam wrażenie, jakbym wróciła z bardzo dalekiej podróży, zmęczona godzinami, baaaaa, dniami spędzonymi w samochodzie, smolocie, na statku,  w pociągu czy innym turbolocie. Zmęczona oglądaniem cudownych widoków, pięknych  miejsc i poznawaniem nowych ludzi.. Walizki i torby rzuciłam pod drzwiami, do których przylożyłam czoło uderzając z determinacją osoby, zdającej sobie właśnie sprawę, że w którejś z tych walizek są zakopane klucze od domu. Kto mnie zna, może pomyśleć,  że to niemożliwe, że klucze są teraz na szafce w jakimś hotelowym pokoju i to przy odrobinie szczęscia.. No cóż. Nie podróżowałam. Nie zwiedzałam egzotycznych krajów. I nie zgubilam kluczy. Ale i tak czuje sie zmęczona. Wakacje z półtorarocznym dzieckiem zobowiązują. Na moje szczęście miałam jednych i drugich dziadków do pomocy. I moi rodzice i moi teściowie starli sie jak mogli, żebym wróciła do zdrowia. Oczywiście tylko się wakacje skończyły oraz urlopy i 'dostałam' Misianka spowrotem bark zaczął o sobie przypominać. Nie jest najgorzej ale będę musiała sprzedać nasz ukochany wózek i kupić lekką spacerowkę na skrętnych kołach. Nasz Tako jest za ciężki żebym go nosiła oraz prowadziła :-( żal mi strasznie bo tą maszyną można było jechać wszędzie, gdzie miałam kaprys. Terenówa dosłownie, a teraz muszę przerzucić się na autko miejskie. Pocieszam się, że znowu będę mogła buszować po sklepach ale tym razem z Misianym, no bo przecież należy mu się jazda próbna, prawda?