piątek, 11 września 2015

Dziesięć dni

Za nami już dwa tygodnie żłobkowania. Dziesięć ciężkich dni, wszystkie zawyte, zapłakane, zasmarkane. Misian ma katar. Ma kaszel. Boi się jak mama się choćby odwraca. Masakra. Dziś miałam kryzys. Pierwszy raz jak go zostawiłam wyszłam zapłakana tak samo jak on. Nie mogłam patrzeć jak płacze. Trzyma się mnie i nie może puścić. Nie chce. Pani ciocia go zabiera i zamykają się drzwi. Jeśli miałabym wybór to bym zrezygnowała ze żłobka :-( Ale wszyscy mówią, że się zaadaptuje, że po prostu jest trudniej niż z innymi dziećmi ale się uda, że w żłobku ma kontakt z dziećmi, uczy się piosenek, zabaw i zawiera pierwsze przyjaźnie. Wczoraj byliśmy u lekarza bo te smarki, bo kaszel, bo nic nie je. Zdrowy. Smarki od wycia. Kaszel od krzyku i od smarków. Brak apetytu bo idą czwórki, bo bunt, bo nie i już.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz