sobota, 5 września 2015

Żłobkowe nielove

Nadeszły te dni. Te, na które czekaliśmy ze zgrozą. Początki już za nami i wiem, że miałam się czego obawiać. Cztery dni za nami. Dwa pierwsze po 47 minut. Dwa następne po 2 godziny. Płaczu.  Wycia. Histerii. Weekend. I jutro od nowa. Nie mamy innego wyjścia.. ja muszę wrócić do pracy, babcie i dziadkowie pracują. Misianek tak rozpacza, że mamy powtórkę z lęku sepracyjnego i nie mogę wyjść swobodnie do toalety. Na dokładkę od płaczu jest katar i gile po pas a od gilusów kaszel. Będzie z tego choroba czy nie? Misian jeszcze nie chorował, dotychczas mieliśmy luz. A teraz płacz, marudy, smarki. Musiałam kupić fridę do nosa, obeszłam się bez takich cudów przez półtora roku a tu masz ci los. Na szczęście mamy wsprcie taty. Jest w tych ciężkich dniach z nami, na urlopie, codzienie razem toczymy te walkę. Sama bym się już dawno poddała i uciekła gdzieś daleko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz